Siostry ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Dębickich wyróżnione odznaczeniem ,,Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata”
Poniedziałek, 02 Lipiec 2018
W czwartek 28 czerwca br. w miejscowości Biecz odbyła się ceremonia wręczenia medali i dyplomów ,,Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata” przyznawanych przez Instytut Yad Vashem. W gronie odznaczonych tym honorowym tytułem znalazły się dwie siostry ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Dębickich: Zofia Liszka – Siostra Serapiona i Marcjanna Łączniak – siostra Ambrozja, które w czasie Holokaustu uratowały dziewczynę żydowskiego pochodzenia - Sabinę Bruk Honigwachs. Do zeznań i wspomnień uratowanej dotarł pracownik Instytutu Pamięci Narodowej w Rzeszowie Michał Kalisz, a następnie odnalazł rodzinę siostry Ambrozji Łączniak.
W imieniu wyróżnionych, odznaczenie z rąk ambasador Izraela w Polsce - Anny Azari odebrała krewna siostry Ambrozji – Agata Rybarczyk, która następnie przekazała je Siostrze Maksymilli Pliszce Matce Przełożonej Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Dębickich. Podczas uroczystości Miasto Dębica reprezentowane było przez Burmistrza Miasta Mariusza Szewczyka oraz Dyrektora Muzeum Regionalnego w Dębicy Jacka Dymitrowskiego. Burmistrz Miasta wręczył listy gratulacyjne i podziękowania odznaczonym oraz Michałowi Kaliszowi przedstawicielowi IPN w Rzeszowie.
Tytuły i medale Sprawiedliwy wśród Narodów Świata są przyznawane przez Instytut Yad Vashem w Jerozolimie tym, którzy w czasie Holokaustu bezinteresownie i z narażeniem życia ratowali Żydów. Na medalu przyznawanym Sprawiedliwym jest wybita sentencja z Talmudu - "Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat". Instytut Yad Vashem podaje na swojej stronie internetowej, że do 1 stycznia 2018 r. wyróżnił 26 tys. 973 bohaterów, w tym 6 tys. 863 Polaków, którzy tworzą najliczniejszą grupę Sprawiedliwych wśród obywateli 51 krajów.
Biogram Siostry Marcjanny Łączak i Zofii Liszki
S. MARCJANNA ŁĄCZNIAK I S. ZOFIA LISZKA - podczas okupacji na terenie ochronki ukrywała się Sabina Honigwachs, która wcześniej była ukrywana przez żołnierzy Armii Krajowej, m.in. Jana Benisza, u zaufanych osób. AK współpracowało ze Zgromadzeniem Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej dlatego postanowiono ukryć Żydówkę na terenie ochronki, którą siostry prowadziły w Dominikowicach. Dziewczyna zjawiła się u nich na przełomie 1942 i 1943 r. Siostry doskonale zdawały sobie sprawę kim jest dziewczyna i co im grozi, jednak bez chwili zawahania zgodziły się ją ukryć. Sabina po latach wspominała: O mnie i o moim żydowskim pochodzeniu, wiedziały poza przełożoną (według dokumentów znajdującym się w archiwum służebniczek dębickich, przełożoną w tym okresie była siostra Serapiona), tylko dwie siostry naczelne, a mianowicie Czesława i Chrystiana. Dodatkowo w relacji Sabiny zachował się opis traktowania jej przez siostrę przełożoną. Przez cały czas mego pobytu w klasztorze, przełożona odnosiła się do mnie bardzo dobrze. Nigdy nie odmówiła mi niczego. Zdarzało się, że siostry naczelne zwracały się do przełożonej i prosiły ją, by zezwoliła im uczynić coś dla mnie. Przełożona nie odmówiła nigdy. Odnosiła się do mnie, jak do własnej córki. Otaczała mnie doprawdy macierzyńskim uczuciem. Na miejscu, jak już wspomniała Sabina w swoje relacji, zaopiekowała się nią siostra Serapiona oraz siostra Czesława i Chrystiana. Sabina w swoich relacjach nigdzie nie podaje imienia pierwszej przełożonej, która się nią zaopiekowała ale podaje mnóstwo szczegółów, które jednoznacznie wskazują, że chodzi o siostrę Serapionę (datę i przyczynę jej śmierci, skąd pochodziła, ile miała lat). Dodatkowo wnikliwa kwerenda w archiwum Zgromadzenia wszystkie te szczegóły potwierdza. Oprócz zakonnic prawdziwą tożsamość przybyłego gościa poznał także spowiednik zakonnic, ks. Stanisław Łach, a z czasem jego przełożony, proboszcz i ekonom w sąsiedniej Kobylance, ks. Julian Filoda. Obaj wymienieni księża również opiekowali się nią i wspierali. Sabina w relacji złożonej w 1961 r. często omyłkowo podaje, że ochronka znajdowała się w Kobylance. Jednak tak naprawdę znajdowała się po sąsiedzku, bo w Dominikowicach. Początkowo dziewczyna przebywała w jednym z pokoi klasztornych, gdzie w odosobnieniu spała i jadła. Po kilku dniach siostry Czesława i Chrystiana przebrały ją w habit i jako jedna z zakonnic żyła pośród nich. Po upływie kilku dni, przyszły do mojego pokoju siostry, Czesława i Chrystiana i oświadczyły mi, że odtąd będę mogła żyć normalnym życiem klasztornym. Przyniosły ze sobą habit klasztorny i powiedziały, że powierzają mi go, że nigdy nie powinnam go splamić lub zhańbić, i że odtąd mam się prowadzić jak dobra siostra zakonna. Jednocześnie nałożyły mi na głowę odpowiednie ubranie i pozwoliły pozostawić włosy. Sabina pod przybranym nazwiskiem uchodziła za Polkę, która wstąpiła do klasztoru, ponieważ była prześladowana przez Niemców za swoje przekonania polityczne. Aby nie wzbudzać podejrzeń, wspólnie z siostrami spożywała posiłki oraz z kilkoma z nich mieszkała w jednym pokoju. Poza tym wspólnie z nimi modliła się w pobliskim kościele w Kobylance, spowiadała i przyjmowała komunię świętą oraz pomagała w pracach na terenie zakonu. W swoim pamiętniku Sabina zanotowała: Wobec mnie były one wszystkie dobre i okazywały mi dużo serca i zrozumienia. Po śmierci siostry Czesławy jej miejsce zajęła zakonnica o imieniu Atanazja. Sabina w swojej relacji przekręcała jej imię nazywając Anastazja. Jednak po przeprowadzeniu kwerendy w archiwum służebniczek dębickich mogę jednoznacznie stwierdzić, że chodzi o siostrę Atanazję. Ona również została wtajemniczona przez przełożoną klasztoru w szczegóły dotyczące ukrywanej dziewczyny. Zaraz pierwszego dnia przełożona klasztoru wtajemniczyła ją we wszystkie szczegóły tyczące mojej osoby. Siostra Anastazja odniosła się od razu pozytywnie do mnie i niejednokrotnie jej zachowanie wobec mnie graniczyło z poświęceniem. W międzyczasie AK dostarczyło jej drugą fałszywą kenkartę. Raz ze siostrami przyszedł do pokoju mojego fotograf, któremu kazano poczekać /Fotograf był członkiem podziemia – A.K./. Gdy byłam zupełnie ubrana, fotograf zrobił mi zdjęcie, a potem położył mi na podanej mi Kenkarcie odciski moich palców. Tym razem Kenkarta opiewała na nazwisko Blumska Janina pochodząca z Przemyśla. W lipcu 1943 r. zmarła przełożona zakonu, a nie wiedząc, kto przyjdzie na jej miejsce i jak będzie ta nowa osoba ustosunkowana do współpracy z AK, postanowiono, aby Sabina chwilowo opuściła miejsce ukrycia. Dziewczyna ukrywała się u zaufanych osób związanych z Armią Krajową w Szymbarku, Stróżówce i Lipinkach. Pod koniec lata 1944 r., gdy AK upewniła się, że nowa przełożona zgromadzenia zakonnego w Dominikowicach jest osobą godną zaufania (według dokumentów znajdującym się w archiwum służebniczek dębickich, nową przełożoną, od roku 1943 r., została siostra Ambrozja), na nowo podjęto współpracę z klasztorem. W związku z tym Sabina po raz kolejny została przewieziona do doskonale jej znanego miejsca i na powrót włożywszy habit, rozpoczęła życie klasztorne. Tak tę sytuację zapamiętała Sabina: Przełożona, która znała moje pochodzenie i moją przeszłość przyjęła mnie bardzo serdecznie. W klasztorze zastałam te same siostry i wszystkie odnosiły się do mnie podobnie jak poprzednio, bardzo serdecznie. W związku z tym, że do Niemców wpływały donosy na klasztor, Sabina często go opuszczała. Zdejmowała wtedy habit i w cywilnych ubraniach udawała się do rodziny Stankowskich w Szymbarku lub też na kilka dni zatrzymywała się w Lipinkach. Podczas takich wyjść poza teren klasztoru dziewczyna posługiwała się pierwszą fałszywą kenkartą na nazwisko Wójcik Maria. Gdy zagrożenie mijało, Sabina wracała do Dominikowic. Prawdopodobnie jesienią 1944 r. na terenie klasztoru schronił się ścigany przez gestapo Mieczysław Przybylski ps. „Michał”, Komendant Obwodu Gorlickiego AK. Na wyraźną prośbę Sabiny, Przybylski zgodził się, aby została zaangażowana w działalność konspiracyjną AK, a do jej zadań należało m.in. rozwożenie broni. Zazwyczaj dziewczyna podróżowała z siostrą Chrystianą, a poza bronią kobiety przewoziły broszury oraz paczki o niewiadomej zawartości. Sabina w swojej relacji zanotowała: Broń ukrytą miałyśmy na sobie lub też zamaskowaną we walizkach. Podróżowałyśmy w habitach klasztornych i najczęściej za dnia. Na stacji, która była celem naszej podróży, oczekiwano nas zazwyczaj. I wtedy na miejscu oddawałyśmy broń. Zdarzało się też, że zanosiłyśmy ją do danej miejscowości pod uprzednio podany nam adres, do jakiegoś mieszkania i do ludzi, których nie znałyśmy. Czasami też zawoziłyśmy broń ze stacji kolejowej do jakiejś sąsiadującej ze stacją wsi. […] Zdarzyło się też, że podczas mojego poprzedniego pobytu w klasztorze, wysyłano mnie z jakimś poleceniem do Ciężkowic. Wyjechałam wówczas w cywilu, a dla pewności dano mi do towarzystwa pewnego Polaka, czynnego w ruchu podziemnym, który fizjonomią swoją do złudzenia przypominał typowego Żyda. Polak ów nazywał się – Wasilkowski. Gdyby zatrzymano nas po drodze, skontrolowałoby [sic!] przede wszystkim Wasilkowskiego. A po zbadaniu go, gdyby się okazało, że nie jest on Żydem, puszczonoby [sic!] z pewnością mnie, która wyglądała raczej na aryjkę [sic!]. Z początkiem stycznia 1945 r., czyli na dwa tygodnie przed wkroczeniem Sowietów, Sabina oraz siostra Chrystiana po raz ostatni przewiozły broń tym razem do Ciężkowic. Dzięki pomocy m.in. sióstr służebniczek Sabina Honigwachs doczekała końca wojny. W 1946 r. Sabina poznała swojego późniejszego męża Jakuba Bruka, z którym w czerwcu 1956 r. wyjechała do Palestyny.
Źródło biogramu: IPN w Rzeszowie