„Dziewczyna z plakatu” - „Sted”, poeta zapomniany
Poniedziałek, 14 Grudzień 2015
Spektakl „Dziewczyna z plakatu” w wykonaniu Wojciecha Skibińskiego, aktora teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, przypomniał widzom sylwetkę Edwarda Stachury. Ten zapomniany już pisarz i poeta był dla wielu zebranych w Domu Kultury i Kinie „Kosmos” Miejskiego Ośrodka Kultury idolem.
Dziś trudno w to uwierzyć, ale przed 40 laty jego książki rozchodziły się w kilkudziesięciotysięcznych nakładach a jego piosenek słuchano niczym hymnów pokoleniowych nie bacząc na fatalną jakość dźwięku wydobywającego się z magnetofonów szpulowych i kasetowych. Warto jednak przypomnieć sylwetkę Edwarda Stachury, tak aby nie tylko studenci „Uniwersytetu Trzeciego Wieku” w Dębicy, lecz również i młodsze pokolenie, wiedziało kim był i jak żył popularny przed laty „Sted”.
Urodził się we Francji w 1937 roku, tam spędził wczesne dzieciństwo. Rodzice 3 lata po wojnie osiedlili się w Łazieńcu, koło Aleksandrowa Kujawskiego. Do liceum chodził w Ciechocinku, ale nie był zbyt pilnym uczniem. Wagarował, wdawał się w awantury a nauczycielami, palił papierosy, grał w karty na pieniądze. Kontynuował naukę w Gdyni, gdzie zamieszkał u starszego brata. Ryszard Stachura bardzo kochał Edwarda, ale ten nie odpłacał mu tej miłości. Wymuszał od niego pieniądze, był niegrzeczny w stosunku do jego żony. Skończyło się na tym, że zamieszkał w hotelu robotniczym. Rozpoczął studia na romanistyce na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i skończył je, ale… na Uniwersytecie Warszawskim. Z KUL-u usunięto go za uprawianie hazardu na terenie akademika.
W Warszawie znano już jego pierwsze publikacje poetyckie, które wzbudziły zainteresowanie takich tuzów, jak Jarosław Iwaszkiewicz. W czasie spotkań literackich poznał Andrzeja Bursę, Ireneusza Iredyńskiego i Romana Śliwonika. Miał kłopoty z wymową (jąkał się) i dlatego unikał recytowania własnych wierszy.
Warszawskie środowisko literackie traktowało Stachurę, jak odmieńca. Jego tyrady o wolnym życiu na łonie przyrody kłóciły się z jego zamiłowaniem do hazardu. Był pokerzystą i to bardzo dobrym, cenionym przy karcianym stoliku. Zamieniał się przy nim w innego człowieka. Skupiał się wtedy wyłącznie na kartach i grze. Wygrywał i to bardzo duże pieniądze. Za nie umeblował swoje warszawskie mieszkanie, gdzie zamieszkał razem z żoną. Mógł także spokojnie pisać i podróżować. I ubierać się w dżinsowe stroje, które wtedy (lata 60. i 70.) były bardzo drogie i trudno dostępne. Nie stronił od alkoholu i jak każdy hazardzista nie potrafił się w porę zatrzymać. To znów sprawiało, że także przegrywał duże pieniądze i po nocnym pokerze nie miał na śniadanie.
Uwielbiały go kobiety. Wiele z nich chciało być muzą jasnowłosego, kędzierzawego, niebieskookiego poety. Utrzymywał kontakty, także intymne, z wieloma paniami w różnym wieku i w różnych miejscach Polski, gdzie bywał na spotkaniach literackich lub w czasie swoich podróży.
Edward Stachura stronił od polityki. Lubił towarzystwo ludzi prostych, fizycznej pracy: drwali, kierowców. W swoich książkach, piosenkach i poezjach sławił wolność, przyrodę, życie w zgodzie z naturą. Komunistyczna cenzura zupełnie się nim nie interesowała. Uważano go za nieszkodliwego dziwaka a jego pisanie nie szkodziło władzy. Nie miał zatem żadnych problemów z uzyskaniem paszportu. Wyjeżdżał do Meksyku, Francji, Hiszpanii, Stanów Zjednoczonych. Był na Bliskim Wschodzie i w Szwajcarii i zawsze wracał do Polski.
W pięknym, poetyckim filmie Witolda Leszczyńskiego pt. „Siekierezada, opartym na powieści „Steda” poeta ginie śmiercią samobójczą pod kołami bieszczadzkiej lokomotywy. Stąd wielu czytelników sądzi, że właśnie w ten sposób Stachura popełnił samobójstwo. W rzeczywistości faktycznie szukał śmieci na kolejowych torach w Bednarach pod Warszawą wiosną 1979 roku. W wyniku wypadku stracił prawą dłoń. Przeżył, ale coraz bardziej pogrążał się w chorobę. Trafił, na własną prośbę do szpitala psychiatrycznego w Drewnicy koło Warszawy, ale uciekł z niego. Kilka miesięcy po pierwszej próbie samobójczej zażył dużą dawkę środków przeciwpsychotycznych, próbował podciąć sobie żyły i ostatecznie się powiesił.
Wojciech Skibiński, który występował na scenie „Kosmosu” zaprezentował piosenki miłosne Edwarda Stachury przeplatając je opowieścią o mężczyźnie i spotykanych przez niego kobietach. I pierwszej miłości, tej najsilniejszej, najtrwalszej, niezapomnianej. W wielu momentach tej opowieści można się było doszukać historii niesłusznie zapomnianego Edwarda Stachury.
Wydarzenie „Dziewczyna z plakatu” było trzecim z kolei zrealizowanym przez Fundację „EDUCARE et SERVIRE” w ramach projektu „Teatr nie jedną ma twarz na 250-lecie teatru narodowego. Miejski Ośrodek Kultury był partnerem tego projektu.